Oddział Warszawski
tel. 22 826 79 45
sdrp.warszawa@dziennikarzerp.pl

Irena Scholl

4 lipca 2021

Urodziła się 12 października 1930 r. Przodkowie matki Ireny, Cecylii z Modzelewskich, pochodzili z drobnej szlachty, zaś ojciec, Ludwik Sander, miał korzenie szwajcarsko-kalwińskie. Prawdopodobnie to wielokulturowe dziedzictwo wpłynęło na charakter Ireny: ciekawość świata i ludzi, zamiłowanie do podróży, a przede wszystkim wyrozumiałość i tolerancję wobec innych.

 

irena scholl-02    12.10.1930 – 4.07.2021

Ojciec Ireny przez całe niemal dwudziestolecie międzywojenne pracował jako naczelnik wydziału w Banku Polskim, w Warszawie. Został aresztowany przez hitlerowców za odmowę podpisania volkslisty i nieprzyjęcie oferowanego przez nich stanowiska. Zginął w Auschwitz w wieku 55 lat, co było dla jedynej córki raną do końca życia.

Dzięki zaradności mamy, a przede wszystkim jej umiejętnościom krawieckim, przetrwały wojnę. Matka była dla Ireny autorytetem i wsparciem przez wiele lat swojego długiego życia. Córka napisała we wspomnieniu o rodzicach, opublikowanym w „Jednocie”, że to właśnie dzięki nim brzydziła się głupotą, bylejakością, sobkostwem, a wysoko ceniła tych, którzy potrafią nadać życiu sens i nie zagarniają wszystkiego do siebie.

Rzeczywiście, taka była. Mogłam się o tym przekonać pracując z Nią kilka lat  (do likwidacji RSW „Prasa, Książka, Ruch”, a tym samym naszej redakcji) w Krajowej Agencji Robotniczej. Trafiła tam z „Głosu Pracy” już jako bardzo sprawna dziennikarka. Dziwiłam się, że potrafi napisać tekst nawet w czasie jakiegoś zdarzenia, gdy ja na to potrzebowałam znacznie więcej czasu.

Irena czerpała radość nie tylko z pracy dziennikarskiej. Źródłem Jej nieustającej dumy była rodzina, przede wszystkim syn i synowa, o której mówiła nie po prostu dobrze, ale z zachwytem i podziwem, potem wnuki i prawnuki.

Wspaniałą cechą Ireny było to, że o nikim nie wypowiadała się źle, przeciwnie, chwaliła nawet na wyrost, zachęcając do wysiłku (- Tak ciekawie napisałaś, może zrób jeszcze to i tamto…). Lubiła ludzi i dzięki okazywanej im życzliwości zbliżała ich do siebie nawzajem, nie dzieliła.

Spełniała się w pracy na rzecz warszawskiej parafii Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Przez ponad 20 lat przewodniczyła Społecznemu Komitetowi Opieki nad Zabytkami Cmentarza Ewangelicko-Reformowanego; dzięki zebranym pieniądzom udało się uratować wiele zabytkowych grobowców. Śpiewała w Ekumenicznym Chórze Kameralnym przy warszawskiej parafii Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Bardzo lubiła to zajęcie i z żalem pożegnała się z nim, gdy uznała, że słabnie Jej głos. Wypoczywała najchętniej na Mazurach i w towarzystwie    swoich „cudownych” (to jedno z jej ulubionych określeń) znajomych. Po urlopach chwaliła się, o jakie drewniane świątki wzbogaciła się Jej kolekcja.

Niemal jak drugą rodzinę traktowała rówieśników, znanych od młodości, z którymi spotykała się regularnie w sali parafialnej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego na Mokotowie. Nazywała tę grupę, podkreślając jej ekumeniczny charakter, „moimi Dinozaurami”.

W 500-lecie Reformacji pomagała w gromadzeniu środków na przygotowanie, wystawienie w kościele ewangelicko-reformowanym i nagranie na płycie monumentalnej Kantaty Reformacyjnej. Była dumna, że do sukcesu tego koncertu, wykonanego przez zespół znakomitych artystów, przyczynił się Jej syn Władysław. To była chyba jedna z ostatnich Jej wielkich radości.

Irena wyrywała się do ludzi, chciała być uczestnikiem ważnych dla siebie zdarzeń nie przyjmując do wiadomości ograniczeń związanych z wiekiem i chorobą. W ostatnich latach, gdy poruszała się z balkonikiem, na nabożeństwa, na spotkania parafialne i nasze stowarzyszeniowe przywoziła Ją synowa albo przyjeżdżała taksówką. Zawsze zadbana, elegancko ubrana i uczesana. Ogromnie cierpiała, gdy okazało się, że nie może już wychodzić z domu. Jak to teraz będzie? – pytała najbliższych…

Pisała do ostatnich lat swojego intensywnego i twórczego życia, w tym do kwartalnika kościelnego „Jednota” i do biuletynu parafialnego (oba na tak wysokim poziomie, że przyciągają czytelników także spoza KER). Codziennie oglądała z uwagą telewizyjne programy informacyjne i komentowała je z wielkimi emocjami.

Coraz częściej wracała do wspomnień z dalekiej przeszłości, zwłaszcza z bombardowanej Warszawy, gdy miała 9 lat. Żaliła się, że bardzo jej brakuje  nieżyjącego od lat męża…

Zmarła w upalny lipcowy dzień. Została pochowana na cmentarzu ewangelicko-augsburgskim w grobowcu rodzinnym. Przed śmiercią prosiła, by zamiast kwiatów zaprenumerować „Jednotę”, ale i tak było ich sporo. Jeden z licznych uczestników pogrzebu położył na tablicy grobowej kamień…

Trudno pogodzić się z tym, że już nigdy Jej nie odwiedzę, nie porozmawiamy przez telefon, nie zaprosi mnie na spotkanie Dinozaurów, nie posłuchamy razem wykładu o historiach biblijnych kobiet…

Ireno, razem z Tobą i Twoim pokoleniem odchodzi kultura, profesjonalizm, troska o dobro wspólnoty. Na szczęście, zostaje przykład.

Hanna Świeszczakowska

Zdjęcie z archiwum KER.

 

 

 

Tagi:

kalendarz-btn

PIĄTEK 26 kwietnia 2024
  • Zyty, Felicji, Teofila
  • 1792
    Podpisano zawiązanie konfederacji targowickiej.

byli-z-nami

Copyright © 2004-2013 Stowarzyszenie Dziennikarzy RP Oddział Warszawski