SATYRYKON LEGNICA 2025 rys.Norbert Sarnecki "Mniejsze zło"
Nocne schadzki

Nie mają najlepszej reputacji. Nocne schadzki (a nawet wieczorne) kojarzą się albo ze spiskami, albo podejrzanymi romansami. Druga Osoba w Państwie (w skrócie: DOWP), jak zwykł mawiać o sobie Marszałek, powinna to wiedzieć. Ale jak wynika z licznych komentarzy, zdała się pozostawać w nieświadomości. Dość na tym, że zamieszanie powstało z tego powodu nieliche ku zdumieniu DOWP i uciesze licznej rzeczy nieprzyjaciół. Jeszcze nie wiadomo, kto na tym skorzysta, a kto straci. Kto wie, czy medialne poruszenie, jakie wywołało to nieformalne spotkanie polityków formalnie raczej niezaprzyjaźnionych, nie skusi naśladowców. Jeśli zrodzi się moda na schadzki, koalicja może nie doczekać końca kadencji.
(Tomasz Miłkowski)
Witaj, Europo

Grecka wyspa Lesbos oglądana na mapie przypomina lecący dron kamikadze. Moria leży na jego prawym skrzydle. To niewielka (nieco ponad 1000 mieszkańców) miejscowość we wschodniej części wyspy, położona 20 km od wybrzeży tureckich. Opodal znajdował się cieszący się złą sławą ośrodek dla uchodźców, spalony w 2020 roku. Moria to też nazwa góry, na której Abraham z polecenia Boga miał zabić dla niego w ofierze swego syna Izaaka. Dziś jest to wzgórze świątynne w Jerozolimie. Według tradycji żydowskiej tu Bóg rozpoczął tworzenie świata i stąd wziął proch, z którego ulepił pierwszego człowieka, Adama. Dla wielu ludzi Moria to Czarna Otchłań – nazwa najstarszej i największej siedziby krasnoludów, jedno z najważniejszych miejsc Śródziemia – krainy, stworzonej przez fantazję J.R.R. Tolkiena.
Jerozolima – miasto wyobrażone

Zgodnie z zapowiedzią, 2 lipca grupa naszych dziennikarzy miała możliwość obejrzeć w Muzeum narodowym wystawę „Drogi do Jerozolimy”
Upał

Nie mam na myśli tytułu filmu Kazimierza Kutza pod nęcącym tytułem „Upał” (1964). Wedle jednych to niemal arcydzieło, wedle drugich licha filmowa wersja Kabaretu Starszych Panów. Ale rzecz w upale prawdziwym, który zalewa Europę, w tym i Polskę, siejąc zgrozę, a nawet śmierć. Media doniosły o kilkuset ofiarach upału w Hiszpanii, przypisując zgony efektowi cieplarnianemu. Nie zmienia to jednak twardego stanowiska anty-ekologów, uporczywie twierdzących, że taki efekt w przyrodzie nie występuje, a wszystko to spisek Zielonych i połączonych sił lewactwa. Tymczasem, choć nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, upał, czy nie, premier wciąż szykuje wietrzenie swojego gabinetu. Na upał?
(Tomasz Miłkowski)
Odyseja kosmiczna 2025

Oczywiście, cieszę się z kosmicznego lotu Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, ale uszami mi wychodzi ten patos i bezustanna tromtadracja hurra-patriotyczna: Polska mistrzem Polski, NASZ CZŁOWIEK w Kosmosie, kapsuła kosmiczna Polaka, polski astronauta (nie kosmonauta, panie premierze, kosmonauci byli radzieccy, zaś astronauci amerykańscy, więc musimy mówić „astronauta”) zadokował, Polak przeprowadza kluczowe eksperymenty… Cieszę się, bo polski astronauta ma oryginalne imię, jest przesympatyczny, ogromnie dużo pracował, żeby się zakwalifikować do lotu, jest doktorem, pracował w CERN-ie, które kiedyś było miejscem akcji jednego z moich opowiadań, no i ma uroczą żonę, której miłość do pana Sławosza aż do cukierkowatej przesady eksploatują media. Rozumiem, że te PIS-owskie nie, bo pani Sławoszowa jest posłanką PO, a w dodatku jest ćwierć krwi Tajką, a ćwierć – Chinką. No i pracowała jako wolontariuszka w obozie dla uchodźców na Lesbos (poza tym – w kilku innych groźnych miejscach na świecie). Prawdę powiedziawszy, ona już wcześniej od męża zdobyła Kosmos.
Poleciał

Trzeba było czekać prawie 30 dni, żeby kapsuła z polskim astronautą Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim wystartowała. Drobne usterki, a to wyciek, a to niestosowne warunki atmosferyczne – słowem nerwy, które zawsze towarzyszą wyprawie kosmicznej.
Po prawdzie trzeba było czekać niemal pół wieku, bo pierwszy kosmonauta z Polski – i jak dotąd jedyny – Mieczysław Hermaszewski zmierzył się z kosmiczną przygodą 47 lat temu. Tym razem ma być inaczej. Polski przemysł kosmiczny krzepnie. Technologie powiązane z eksploracja kosmosu to nowa ścieżka, na którą coraz odważniej wkraczamy. Na szczęście bez waśni i sporów politycznych. To budujące, że ten trwający lot wzbudził tyle dobrej energii, wciąż obecnej wśród nas.
(Tomasz Miłkowski)
Mój konserwatyzm

Konserwatyzm, rozumiany jako postawa życiowa opierająca się na kulcie tradycji i zamiłowaniu do historii, zawsze kojarzył mi się ze starością. W każdym razie z osobami zdecydowanie starszymi ode mnie. Ojciec mój, na przykład, był wielbicielem włoskiego tenora Beniamina Gigli. Mama, młodsza od ojca o ćwierć wieku, uwielbiała Martę Mirską i Nataszę Zylską. Ja, kiedy już przestałem nucić Chwalcie łąki umajone i Ukochany kraj – wpadłem w wielką miłość do Brendy Lee i Beatlesów. Ale po latach wszystko zaczęło się zmieniać. Beatelsi stali się oldskulowi, o Brendzie Lee zapomniano, a ja zostałem – we własnym mniemaniu – niezwykle postępowy.
Oczywiście nie chodziło tu o muzykę, o stroje czy fryzury, czy nie daj Boże politykę, lecz o zamiłowanie do techniki, potem do nowoczesnych technologii informatycznych, ogólnie do spraw usytuowanych w większym stopniu o krok przede mną, niż o pięć kroków za mną. Pod względem muzycznym bowiem z czasem stałem się skrajnym konserwatystą: do Beatlesów doszło przywiązanie do Bacha, Beethovena, Mozarta, Czajkowskiego, Chopina i zespołu Queen, i do piosenek polskich klasyków (choć na pewno nie konserwatystów): Przybory, Osieckiej, Młynarskiego i Sikorowskiego. W tym samym czasie zaczęły być dla mnie ważne osiągnięcia współczesnej nauki i techniki – fizyki, astrofizyki, chemii, genetyki… Ale nie bardzo miałem z kim o tym rozmawiać.
Zaproszenie na wystawę

Szanowni Państwo, zapraszam do wspólnego zwiedzania wystawy w Muzeum Narodowym Drogi do Jerozolimy. Poznamy historię „miasta jak świat”, świętego miejsca trzech kultur: żydowskiej, chrześcijańskiej i muzułmańskiej. Spotykamy się 2 lipca (środa) w holu głównym o g. 12.45, wchodzimy na wystawę z przewodnikiem jako 25-osobowa grupa o g. 13.00. Wcześniej każdy uczestnik kupuje w kasie bilet za 25 zł. Proszę o możliwie szybkie potwierdzenie obecności.
Z pozdrowieniami, Hanna Świeszczakowska (OW SDRP)
Kobieta zdesperowana

Rzadko w tej rubryce pisuję o teatrze. Ale okazja szczególna: ostatnia premiera jedenastoletniej dyrekcji Pawła Łysaka w warszawskim Teatrze Powszechnym. Teatrze, jak powtarzał dyrektor za legendarnym poprzednikiem Zygmuntem Hübnerem – który się wtrąca. I rzeczywiście, Anna Smolar, nawiązując do głośnego filmu Agnieszki Holland „Kobieta samotna”, dała spektakl o kobiecie zdesperowanej, samotnie wychowującej dziecko w epoce cyfrowej, zdanej na samą siebie. Bez wsparcia albo ze wsparciem imitowanym przez dyrygowanie, manipulację i wykluczenie. Co więcej, mimo mocnej wymowy spektaklu, Smolar opowiada o tym z gorzką ironią a nawet humorem, zaskakuje oryginalną formą, tańcem i rapem. Na widzów czeka jednak niespodzianka: desperacja bywa groźna.
(Tomasz Miłkowski)