SATYRYKON LEGNICA 2024 rys. Adnieszka Srokosz "Pokolenie Z"
Metafizyka cocker spaniela
Roksanka – czarna, niemłoda już cockerka leży na dywaniku pod stołem, porusza nogami i cicho poszczekuje przez sen. Śni się jej pewno, że kuchenna lodówka sama się otwiera i wystarczy do niej podbiec, a wyskoczy z niej kiełbaska i da się zjeść. Chyba nie rozmyśla przez sen o tym, kto i w jaki sposób zdobył tę kiełbaskę i włożył do lodówki. Jej spekulacje kończą się zapewne w miejscu, w którym dochodzi do wniosku, że tylko ja mogę w realu lodówkę otworzyć, ułamać kawałek przysmaku i zaspokoić jej ciągle wielki apetyt na kiełbaskę. W pewnym skrócie to ja jestem stworzycielem tej kiełbaski, a skąd ją wziąłem i jak dostarczyłem do lodówki jest o wiele mniej istotne od tego, w jaki sposób Roksanka może mnie skłonić do obdarowania jej następnym kawałkiem. Ba, mogę być prawie pewien, że problem pochodzenia kiełbaski w lodówce jest jej doskonale obojętny. Kiełbasa jest w lodówce. Gdzie była przedtem – nieważne. Gdyby Roksanka znała łacinę, wyszczekałaby w tym języku: ignoramus et ignorabimus. Nie zna, więc nawet przez sen nie szczeka o tym, że nie wiemy i wiedzieć nie będziemy i nie wie, że powiedział to nie żaden starożytny filozof, rozważający problematykę powstania wszechświata, tylko XIX-wieczny niemiecki lekarz i zoolog Emil du Bois-Reymond, zastanawiający się nad granicami zdolności człowieka do poznania świata.
Leżę na łóżku przy niezasłoniętym oknie z widokiem na góry, a za szybą powoli przesuwa się pół Księżyca. Nie mogę spać i patrzę na niebo. Daleko migoczą nieliczne, rozmyte w księżycowej poświacie inne planety i gwiazdy. Wiem – ze szkoły? z książek? – że ziemski towarzysz to krew z krwi, kość z kości naszej Ziemi, wydarty kiedyś z jej jestestwa w czasie zderzenia z inną planetą, Teją, jakieś 4 miliardy lat temu, w czasie, kiedy Ziemia była młoda i miękka. Teję to zderzenie unicestwiło, a my teraz mamy nocną latarnię. Niewiele, jakieś pół miliarda lat wcześniej, z zagęszczenia obłoku luźnych cząsteczek powstało Słońce i nasz układ planetarny. Cząsteczki są starsze, ale też powstały wcześniej – jedne tuż po wielkim wybuchu, inne nieco później. Wielki wybuch, kiedy to skoncentrowana w jednym miejscu, które może nawet nie było punktem, energia całego wszechświata eksplodowała i zaczęła przemieniać się w materię, zdarzył się 14 miliardów lat temu. Albo coś koło tego. A może wcale go nie było? Ale wiemy na pewno, że teraz wszystkie galaktyki i gwiazdy wchodzące w ich skład oddalają się od siebie z rosnącą prędkością, a zatem kiedyś były bliżej, może tak blisko, że tworzyły jeden nieskończenie mały punkt. A co było poza tym punktem? Nic? A co było przed tym, kiedy materii jeszcze nie było? Nic? Jak to się stało że z niczego powstało coś, przecież już Melissos z Samos wykoncypował, że ex nihilo nihil fit, z niczego nic nie powstaje, więc coś było zawsze. Z drugiej strony jednak panta rei, nic nie stoi w miejscu i po prostu jest. Nie istnieje zawsze, nie istnieje nigdy, w ogóle nic nie istnieje dziś tak, jak istniało wczoraj. Nawet pewność nieistnienia nie jest pewna, bo teraz spekulacje idą w tym kierunku, że odległe galaktyki może wcale nie uciekają z rosnącą prędkością od nas, może już zwalniają, może zaczną się do nas zbliżać? Ale jak przedrą się przez ciemną materię, której tak bardzo nie widać, że o tym, iż ona tam, w Kosmosie jest, świadczy tylko matematyka i oparte na niej spekulacje?
Roksanka przeciąga się pod stołem, otwiera oczy i najpierw patrzy na lodówkę, z nadzieją, a potem na mnie, z wyrzutem, prośbą, miłością. Nie wierzę, mówi mi całym ciałem, że tam nic nie ma, zawsze jest jakaś kiełbaska, ale jakby nie było, to od ciebie tylko zależy, żeby było. Lodówka jest zawsze – odkąd ja istnieję, istnieje też lodówka. Kto i jak stworzył lodówkę? Nie wiem i w zasadzie nic mnie to nie obchodzi. Wiem, kochasz mnie i kiedy mi dajesz kiełbaskę, chciałbyś mi wytłumaczyć, skąd się wzięła kiełbaska, skąd się wzięło to, co stworzyło tę kiełbaskę i dlaczego lodówka chłodzi kiełbaskę. Dzięki, ale tak sobie myślę – myśli Roksanka – że koniec końców nie będziemy wiedzieli, jak się stało, że coś się stało i co było przedtem. Nie wiemy. Trudno. Bez tego świetnie da się przeżyć, a zwłaszcza zjeść kiełbaskę, jeśli mi ją, do cholery, wreszcie dasz. Co było przed powstaniem lodówki – nie wiem i nigdy nie będę wiedzieć.
Deista dawny, istniejący kiedyś wszędzie, a dziś w blisko 50 procentach w Polsce, USA i wielu innych średniowiecznych miejscach, nawet w Dolinie Krzemowej, mówi: świat, jaki jest, został stworzony 7 października 3761 roku przed naszą erą przez Pana Boga. Wtedy też Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Kopalne szczątki, rzekomo mające kilkaset milionów lat, też zostały stworzone przez Pana Boga tak, żeby wyglądały na stare. Co było przed 7 października 3761 roku przed naszą erą? Chaos był. A kto stworzył chaos? Bóg, oczywiście. A kto stworzył Boga? Nikt, Bóg istniał zawsze, bo jest wieczny.
Deista nowoczesny mówi: nasz wszechświat powstał przed przeszło 14 miliardami lat wskutek Wielkiego Wybuchu, który był aktem boskiej kreacji. Co było przedtem? Nic, tylko Bóg, który może stwarzał wtedy inne wszechświaty. Kto stworzył Boga? Nikt, Bóg istniał zawsze, bo jest wieczny.
Ateista dawny mówi: świat materialny powstał z energii zgromadzonej w miejscu, gdzie odbył się wielki wybuch. Poza tym miejscem nie było nic. Żaden Bóg nie musiał się tu fatygować, zresztą Boga stworzyli ludzie na obraz i podobieństwo swoje. Co było przedtem? Nic. Skąd się wzięła ta energia, z której potem powstała materia? Znikąd, była sobie. Energia istniała zawsze, bo jest wieczna.
Ateista współczesny mówi: świat istnieje zawsze, ale fluktuacyjnie, rozszerza się dotąd, aż energia wielkiego wybuchu staje się słabsza od grawitacji, po czym kurczy się do jednego punktu, zamieniając po drodze materię na energię, znów wybucha i tak w kółko. A co było przed tym pierwszym wybuchem? Nic. To skąd się wzięła energia, grawitacja i zasada fluktuacji? Znikąd, istnieją zawsze, bo byt wszechświata jest wieczny.
Naukowiec mówi: świat powstał kiedyś i będzie istniał do kiedyś. Co było przedtem i co będzie potem – tego nie wiemy, ale możemy o tym spekulować, bo znamy prawa fizyki. O ile te prawa się nie zmienią, to będzie tak, jak one stanowią. Ale czy się nie zmienią – tego nie wiemy. Nie wiemy też, że prawa fizyki, jakie znamy, istnieją wszędzie. Prawie na pewno nie – czarne dziury, jeśli istnieją, mają swoją własną, niewytłumaczalną na ludzkie, fizykę. Nawet promieniowanie Hawkinga nie jest niczego dowodem. A co to jest promieniowanie Hawkinga? Nieważne, to coś tak delikatnego jak zapach kiełbaski docierający do Roksanki przez metalowe ściany lodówki. Może ona wcale nie musi go wyczuwać, ona wie, że on się stamtąd wydobywa. No bo – o rany! – ta kiełbaska chyba tam jest?
Bóg – z tego co o Nim wiemy – jest wieczny. Wszechświat – o ile zdołaliśmy go ułamkowo poznać – jest wieczny, choć zmienny. Prawa fizyki – w takim kształcie, jaki znamy – są wieczne. Jednak o żadnej z tych istności praktycznie nie wiemy nic. Próbujemy się dowiedzieć, zdając sobie jednak sprawę z tego, że to zapewne jest próżny trud. Ale wciąż usiłujemy zajrzeć w oczy nieskończoności.
Roksanka mówi: długo jeszcze będę musiała sz-czekać na tę kiełbaskę?
Maciej Pinkwart, 17 kwietnia 2025