SATYRYKON LEGNICA 2025 rys. Lex Drewiński "Troferum"
Medialne taczki
Szesnastego października br. w sejmowej sali im. Henryka Wujca obradowała Komisja Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Środków Przekazu. Tematem posiedzenia była „Informacja na temat sytuacji mediów publicznych, w tym relacjonowania przez nie kampanii prezydenckiej w 2025 roku”. Choć to już kolejne spotkanie poświęcone tej kwestii, tym razem debata szybko przekształciła się w szerszą dyskusję o kondycji mediów publicznych w Polsce – w perspektywie ostatniej dekady. I jak zwykle w takich okolicznościach górę wzięły: emocje, rozliczenia i całkiem odmienne wizje tego, czym ma być nadawca publiczny w społeczeństwie obywatelskim.
Obradom przewodniczył poseł Piotr Adamowicz, szef komisji. W sali zasiedli parlamentarzyści oraz zaproszeni goście – w tym przedstawiciele środowisk dziennikarskich. Tym razem na zaproszenie organizatorów obecni byli także reprezentanci Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej: red. Andrzej Maślankiewicz, sekretarz generalny Zarządu Głównego, oraz red. Jan Kot, członek zarządu Oddziału Warszawskiego.
Od lat media publiczne pozostają polem politycznej bitwy – i nic nie wskazuje, by miało się to zmienić. Mimo to głos branży dziennikarskiej – choćby w kuluarach – jest niezbędny. To właśnie przez takie grona przemawiają odbiorcy: czytelnicy, słuchacze i widzowie. Rola tzw. trzeciego sektora – stowarzyszeń, fundacji, związków zawodowych i środowisk akademickich – pozostaje kluczowa w każdej debacie o kondycji mediów publicznych.
Przed nami długa i kosztowna droga, by uratować ten tonący okręt. O ile to w ogóle możliwe. Jedna ekipa, w imię własnej „misji”, wybija dziury pod pokładem, zrywa żagle, wyrzuca za burtę kapitana i pół załogi, a mimo to woła: „Płyniemy jak nigdy dotąd!” Druga, dokonując abordażu – i to z przytupem – próbuje łatać kadłub, odrąbując przy tym rufę. I też krzyczy: „Teraz to dopiero płyniemy!” A statek wciąż tonie… Ile jeszcze zostało czasu, zanim ten medialny Titanic zniknie ostatecznie pod taflą morza historii? Czy jest dla niego jeszcze szansa?
Młody odbiorca dawno opuścił pokład. Wsiadł do własnej cybernetycznej szalupy – jak tysiące innych. Cała armada wolnych żeglarzy płynie w sieci, nieświadoma, że w głębinach toczy się walka o narodowy wrak. Dla nich medialny kolos nie jest już wyrocznią, przyjacielem ani nawet źródłem wiedzy. Oni są już trzy mile dalej. Dokąd dopłyną? Czy znajdą swoją wyspę szczęścia? Czy ucieczka od sporów starszego pokolenia przyniesie im mądrość, czy tylko samotność?
A na tonącym okręcie wciąż „gra orkiestra”, a z brzegu rozbrzmiewają dźwięki styropianowego dogmatu. Kto kogo zlustruje? Kto był w PZPR, a kto w „Solidarności”, no i kto miał dziadka – wiadomo gdzie?
Z odnową, reformą, a teraz likwidacją mediów publicznych jest jak w piosence Jana Kopaczewskiego „Pchamy taczki”:
„A pięćset taczek pchamy, ja i towarzysze,
Gdy my tu pchamy, tam się śmieje wróg.
Pchamy, pchamy, niby w górę a w dół,
Pchamy, pchamy, choć droga śliska, pod nogami muł.
Pchamy, pchamy bo nas na to stać.
Cena to zwycięstwa, choć za cenę łez…”
Nie przytoczę morału – zbyt dosadny, choć celny. Odsyłam do oryginału!
I tak, przez intelektualny pot i „cenę łez”, rodzi się apel:
Drodzy politycy – z prawa, z lewa, ze środka, z góry i z dołu – opamiętajcie się. Nie traćcie kontaktu z rzeczywistością, z potrzebami ludzi, którzy was wybrali. Nie każcie kolejnym pokoleniom płacić – finansowo i emocjonalnie – za wasze polityczne pomysły na pchanie tych „medialnych taczek”. Bo wciąż, jak w refrenie, pchacie je niby w górę… a w dół.
Jan Kot
Autor jest członkiem zarządu warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej, członkiem Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej, a także wykładowcą Wydziału Dziennikarstwa w Społecznej Akademii Nauk w Warszawie.