Oddział Warszawski
tel. 22 826 79 45
sdrp.warszawa@dziennikarzerp.pl

Powrót natury

2 października 2025

Nie, nie zamierzam propagować naturyzmu, zwłaszcza tu i teraz. W Nowym Targu naturyzm byłby przykry dla wszystkich zmysłów i mógłby się przyczynić do dalszego zmniejszenia populacji, poprzez zarówno zaniechanie czynności prokreacyjnych, jak i przez większą niż zwykle agresję przemocową w rodzinach i poza nimi. A poza tym zima idzie.

W 1913 r. właściciel zakopiańskiego Domu pod Jedlami, Jan Gwalbert Pawlikowski opublikował ważny esej Kultura a natura, który stał się niejako manifestem konieczności ochrony przyrody, bowiem zachowanie jej w stanie możliwie naturalnym było – według Pawlikowskiego i wyznawców jego idei – warunkiem przetrwania ludzkiej cywilizacji. A więc tytuł Kultura a natura, w istocie swej zakładający jakąś opozycję między tymi dwiema rzeczami, był sprzeczny z głównym przesłaniem treści.

Oczywiście, najpierw pewno należałoby zdefiniować oba pojęcia, bo, jak kiedyś napisał Witkacy, wielu nieporozumień można by uniknąć, gdyby ludzie najpierw definiowali pojęcia, którymi się posługują. To niemożliwe – gdyby literalnie się do tego zastosować, każdy felieton w treści lub w przypisach powinien zawierać Wikipedię. Poza tym, zwykle spieramy się wokół wieloznaczności dyskutowanych pojęć. A w tym przypadku niejednoznaczność obydwu członów tytułu książki Pawlikowskiego jest dla mnie istotna: według mnie te pojęcia, kultura i natura są w istocie rzeczy przeciwstawne, choć w wielu wypadkach granice między nimi są nieostre, a ich płaszczyzny częściowo się przenikają. Zwłaszcza współcześnie.

Natura rządzi się popędami i działa instynktownie, bardziej genetycznie niż behawioralnie, a kultura kieruje się tradycją, wdrukowanymi w nią schematami i czymś, co można by nazwać poczuciem wspólnoty – nie tyle stadnej, ile plemiennej, czyli będącej na wyższym stopniu rozwoju hierarchicznego. Natura rozwija się poprzez przypadkowe zdarzenia i podlega drugiemu prawu termodynamiki – panuje w niej chaos i stały wzrost entropii. Kultura nadaje prawa, ale nie kieruje się – jak natura – zasadami wynikającymi z podstawowej istoty życia: 1. przetrwać, 2. przekazać swój materiał genetyczny, tylko prawami podejmowanymi przez gremia lub narzucanymi przez jednostki. Natura żyje, aby przeżyć. Kultura tworzy instytucje, żeby przetrwać. Natura nie dba o to co było wczoraj, nie przejmuje się tym, co będzie pojutrze czy w następnej kadencji, co więcej – nie ma żadnych instytucji, żadnych kadencji, a rządy i hierarchie w swoich społecznościach (jeśli je tworzy, co ma miejsce w bardzo niewielu zespołach osobników) powstają w naturze wyłącznie ze względów funkcjonalnych. Kultura wydatkuje mnóstwo fizykalnej i społecznej energii na sprawy niematerialne, na organizację kwestii duchowych, na utrwalanie wszystkiego, co z zasady nietrwałe.

Natura nie zna i nie potrzebuje religii ani mitologii, nie tworzy muzeów i nie pisze książek, nie interesuje jej historia i nie prowadzi wojen w celu osiągnięcia dominacji jednych osobników nad drugimi – co najwyżej walczy o dostęp do energii (światła, wody, żywności) i do możliwości rozmnożenia się. Być może zna miłość, nieliczne gatunki odczuwają empatię i żałobę, ale zwierzęta nie mają cmentarzy, nie stawiają pomników, nie tworzą własnych i cudzych wizerunków.

Imperatyw robienia rzeczy niepotrzebnych z punktu widzenia zasad życiowych jest granicą między naturą a kulturą, jest cezurą między człowiekiem a innymi częściami natury. Jak to już kiedyś banalnie pisałem: znamy mnóstwo portretów bizona namalowanych przez człowieka, ale nie znamy ani jednego portretu człowieka, namalowanego przez bizona.

Dlaczego to właśnie ludzie – zwierzęta z gatunku hominidae przekroczyły tę dramatyczną granicę między naturą a kulturą, a nie zrobili tego nasi najbliżsi krewni – szympansy czy orangutany? Ignoramus et ignorabimus, jak pisał wielki zoolog Emil du Bois-Reymond, nie wiemy i wiedzieć nie będziemy. Na pewno nie chodzi tu o tzw. inteligencję, pojęcie zresztą mocno przereklamowane. Ludzie, głosujący na Trumpa i jego klony, płaskoziemcy, wielbiciele Adolfa H. i Władimira P., pożeracze dopalaczy i snusowe ssaki, rechotarze Kaczyńskiego, osoby nie odróżniające ewolucji od owulacji, kumotrzy spod Krosna, pisarze tik-tokowi i instagramowi influencerzy – choć brzmi to jak oksymoron, społecznie są po stronie kultury, natomiast niewątpliwie inteligentniejsze od nich delfiny, słonie, psy, szympansy, kruki i zwłaszcza ośmiornice – nie są. O ile mi wiadomo, literackie i filmowe kreacje rozmaitych Kosmitów także sytuują ich raczej po stronie natury, nie kultury.

Choć dziś już wiadomo, że cwańsze zwierzęta potrafią – co prawda w mocno ograniczonym stopniu – posługiwać się narzędziami, by osiągnąć pewne cele, niedostępne w inny sposób, to tylko człowiek potrafił zbudować narzędzia, które nie tylko nie są dla niego niezbędne, ale zgoła mu w rozmaity sposób zagrażają. Wrona potrafi wrzucać kamyki do napełnionej tylko w połowie butelki, żeby poziom płynu się podniósł i mogła się napić, ale tylko człowiek potrafi napełnić tę butelkę wódką. Szympans potrafi przyciągnąć banana kijem, ale tylko człowiek potrafi odpędzić kijem szympansa, żeby zabrać mu tego banana. Ośmiornica potrafi odkręcić zakrętkę butelki, ale tylko człowiek potrafił wymyślić prawo, żeby zakrętki mocować do butelek na szelkach. I tylko człowiek potrafił wymyślić samochód, w którym się zabije, zegarek i kalendarz, które pokażą mu, jak bardzo gdzieś się spóźnił, telewizor, który go ogłupi i internet, przy pomocy którego będzie w stanie przekazać swoją głupotę całemu światu.

Paręnaście lat temu zaszokowało mnie to, że na Słowacji posiadacze gruntów rolnych podjeżdżali pod swoje pola nowymi nowoczesnymi skodami, stawiali je na poboczu, potem ubierali gumowce, przesiadali się na traktory i wjeżdżali na pole by je zaorać. Niedawno pisałem o postępie technicznym, jaki z nie najlepszym skutkiem wkracza do greckich gajów oliwnych, a ostatnio zdziwiło mnie coś innego: na Polanie Szaflarskiej w Nowym Targu zobaczyłem stojący przy ścieżce spacerowej samochód. Już chciałem się oburzyć, że przecież nie można jeździć tutaj samochodem, ale przypomniałem sobie, że lokalni mieszkańcy mogą dojeżdżać do swoich posiadłości. Właściciel pojawił się po chwili, wychodząc zza okolicznych krzaków z wielką torbą. Była prawie w całości wypełniona plastikowymi, szklanymi i metalowymi śmieciami. Po drodze do samochodu jeszcze wybebeszył stojący koło mostka kosz na śmieci, po czym otworzył bagażnik citroena, uważnie posegregował zawartość torby i odjechał ze śmieciami w aucie. Zdecydowanie nie wyglądał na przymierającego głodem bezdomnego, ani na spieszącego do butelkomatu emeryta. Może ktoś powie, że z winy Tuska w Polsce tak źle się dzieje, że nawet właściciel citroena musi dorabiać zbieraniem śmieci. Ale być może chodziło o to, że ten pan ma przydomową fabrykę przerabiania śmieci na paliwo do tego citroena.

Z kosza znikły plastiki, szkło i metalowe puszki, zostały resztki jedzenia, ogryzki owoców, niedojedzone batoniki. Wieczorem przyjdą lisy i zjedzą. Albo przeżyją, albo nie. Takich stołówek w rejonie miasta są setki. Należymy do dwudziestu najbogatszych krajów świata, więc stać nas na to, żeby rocznie każda polska rodzina wyrzucała do śmieci 165 kilogramów żywności. Pół kilo dziennie. Wydaje mi się to nieprawdopodobne, ale tak mówią ścisłe dane. Urodziłem się po wojnie, było biednie, jedzenie się szanowało i nigdy nie kupowało się za dużo. Może dlatego, że nie było lodówek. Ani pieniędzy. Szczególnie szanowało się chleb. Gdy upadł na ziemię, podnosiło się go z szacunkiem i na przeproszenie całowało. Dla psów i kotów nie było osobnej karmy – jadały to co my, i też im smakowało. Dzikie zwierzęta oglądało się w ZOO, a – w lasach – jedynie ich ślady, czasem mignął jakiś lis. Pierwszego niedźwiedzia w Tatrach zobaczyłem w górnych piętrach doliny Pańszczycy, podczas gdy on był w dolnych piętrach Buczynowych Turni. W reglach raz widziałem rysia, kilkakrotnie zwierzynę płową, parę razy wśród kamieni wypatrzyłem świstaka, najczęściej spotykało się kozice.

A potem na drogach Podhala trzeba było zacząć uważać na sarny i jelenie, lisy i jeże stały się przydrożną (niestety – także nadrożną) codziennością, a niedźwiedzie nie zadowalały się już grzebaniem w śmietnikach przyschroniskowych, zaczęły zaglądać do miasta. Za pewną przesadę uznałem spotkanie ze sporym misiem nie na Krupówkach, tylko koło zakopiańskiego kina Sokół. Jelenie zadomowiły się na Równi Krupowej i stały się niemal codziennym dodatkiem do Giewontu, trafiając na zakopiańskie słitfocie.

A w minionym tygodniu dość liczna rodzina dzików przemaszerowała przez jedno z nowotarskich osiedli przy ulicy Szaflarskiej, grzecznie przeszła po pasach przy zielonym świetle koło ulicy Podtatrzańskiej i pomaszerowała w stronę Dunajca, po drodze zaglądając do śmietników i obwąchując kosze na śmieci. Jeże mieszkają w przydomowych ogródkach, lisy wchodzą do klatek schodowych na osiedlach tam, gdzie nowi mieszkańcy miasta przynieśli ze sobą wiejskie obyczaje i worki ze śmieciami wystawiają przed swoimi drzwiami, obok butów i pustych butelek. A u mnie na balkonie w donicy z krzakiem winorośli już drugi rok z rzędu gniazdo buduje sójka.

Czy nasza kultura oswoiła się ze zwierzęcą naturą? Czy natura szuka u nas wsparcia spożywczego w trudnych czasach? Bynajmniej. Natura, zgodnie ze swymi zasadami, kieruje się pragmatyzmem: łatwiej jest wygrzebać żarełko ze śmietnika niż upolować je w pobliskim lesie, który zresztą z roku na rok się zmniejsza. A nasza kultura z roku na rok staje się coraz mniej kulturalna, ale coraz bardziej oddala się od natury, która po prostu przystosowuje się do świata, jaki za sprawą człowieka coraz bardziej się ześwinia. Świnia, nawet dzika, nie bywa chamska, a inteligenci z Żoliborza tak.

Nie, nie mam nic przeciwko dzikom ani nawet świniom przydomowym, które są zwierzętami dobrymi, mądrymi i tylko czasem trochę zalatują chlewem. Człowiek zaś, jak wiadomo, ma niektóre organy całkiem dające się zastąpić przez organy świńskie, a chlew potrafi zrobić nie tylko we własnym domu, ale i we własnym kraju. Gdyby George Orwell żył dzisiaj i obserwował to, co się dzieje w wielu krajach, mających się za ostoje demokracji i kultury, z pewnością miałby mnóstwo materiału do napisania Folwarku ludzkiego.

pinkwart foto

Maciej Pinkwart, 2 października 2025

Tagi:

kalendarz-btn

CZWARTEK 2 października 2025
  • Teresy, Gerarda
  • 1914
    Niemiecko - rosyjska bitwa pod Sochaczewem zakończona zniszczeniem miasta
  • 1958
    Premiera filmu Popiół i Diament
  • 1997
    Rozpoczęcie emisji przez telewizje TVN

byli-z-nami

Copyright © 2004-2013 Stowarzyszenie Dziennikarzy RP Oddział Warszawski