SATYRYKON LEGNICA 2025 rys. Ilia Katz - Facebooker
Klonowanie schabowego
Jestem nieuleczalnym mięsożercą, a nie powinienem: pracowałem kiedyś w pewnym Kombinacie PGR na Opolszczyźnie, który słynął z produkcji tzw. bukatów, czyli młodego bydła (do półtora roku), produkowanego na ubój. Produkowano też tuczniki. To była właśnie produkcja, a nie hodowla. Szczegółów, jak to wyglądało, Państwu oszczędzę, bo może ktoś jest właśnie w trakcie śniadania czy obiadu (kolacji nie, bo moich tekstów nie powinno się czytać przed snem). A propos posiłków: żywiłem się w stołówce pracowniczej, gdzie co dzień podawano odpady poprodukcyjne w postaci tzw. rąbanki. Sam się dziwię, że nie zostałem wtedy wegetarianinem, ale nie zostałem.
Teraz, mieszkając od ponad pół wieku na Podhalu (człowiek czasami podejmuje idiotyczne decyzje życiowe…), często przejeżdżam koło ubojni między Starym Bystrem a Czarnym Dunajcem. Wyłączam wtedy w samochodzie nawiew zewnętrzny, choć wiem, że produkcja jest nowoczesna i bardziej okolicę zanieczyszczają dziesiątki parkujących tam samochodów pracowników niż efekt rozbiórek tuszy. Nigdy nie jechałem tam w nocy, kiedy zapewne towar jest dostarczany, wprowadzany do sali egzekucyjnej i zabijany, a zatem realizowana jest oferta, otwierająca facebookową stronę firmy:
Nasza rzeźnia prowadzi ubój bydła i trzody chlewnej. Oferujemy szeroki asortyment świeżego mięsa oraz szeroki wachlarz usług.
Ciekawią mnie te dodatkowe usługi, oferowane w szerokim wachlarzu przez rzeźnię…
Opodal (300 metrów, to może nawet nieopodal), znajduje się wielka restauracja – przypuszczam, że dania wegetariańskie są tam mniej popularne niż mięsne – stanowiąca też dom weselny. Gdy się w czasie imprezy wychodzi na papieroska odetchnąć świeżym powietrzem, warto popatrzeć w stronę sąsiedztwa i pomyśleć refleksyjnie: my tu sobie bara-bara, a tam – memento mori. A, przepraszam: memento mori odnosi się tylko do ludzi, i to jedynie z naszej, jedynie słusznej opcji.
Jak zatem godzę takie jak powyższe refleksje ze swoim nieokiełznanym mięsożerstwem? No cóż, jak wszyscy, przy pomocy ohydnej hipokryzji: udaję, że nie widzę żadnego związku między malowniczym widokiem krówek, pasących się na zielonej łące, żółciutkich kurczaczków i różowiutkich świnek z zakręconymi ogonkami ze stertą ochłapów, piętrzących się w ladach chłodniczych w sklepach czy pysznymi schabowymi lub filetami w panierce i befsztykami z cebulką na swoim talerzu.
W innych kulturach (przepraszam za to wyrażenie w poniższym kontekście) taki związek między jeszcze do niedawna żywym stworzeniem a jego trupem, przeznaczonym do konsumpcji jest oczywisty i akceptowany: spore, nie powiem że pozytywne, wrażenie zrobił na mnie widok jatki na suku w tunezyjskim Kairuanie, która reklamowała się świeżo ściętą głową wielbłąda z długą szyją, którego wciąż otwarte oczy z pięknymi rzęsami obsiadały muchy. Obok wisiała nostalgicznie patrząca w dal cała głowa krowy. A gdy byłem w Maroku telewizja pokazywała Jego Wysokość króla Muhammada VI (magister nauk politycznych i doktor praw na uniwersytecie w Rabacie i na uniwersytecie w Nicei), jak z okazji rozpoczęcia Święta Ofiarowania, zwanego też Świętem Barana, osobiście zarżnąć raczył barana na balkonie swojej rezydencji w Rabacie – dzięki czemu wszyscy poddani widzieli, jakim prawowiernym muzułmaninem jest Jego Wysokość. Trudno jednak się dziwić, że jego żona Lalla Salma, z zawodu informatyczka, zbyt długo nie wytrzymała w pałacu – w 2018 roku, po 16 latach małżeństwa królewska para rozwiodła się i Muhammad pozostał singlem z dwójką dzieci.
W naszej strefie klimatyczno-estetycznej raczej takich scen telewizja na razie nie pokazuje, choć owe oswajanie zwierzęcych produktów też miewało miejsce: w witrynach specjalistycznych sklepów mięsnych (dziś już takich prawie nie ma) często widniała reklama, pokazująca rysunek, a właściwie mapę zwierzęcia podzielonego na części, z podpisem Mięsna mapa świnki i pokazujące miejsca, skąd pobiera się schab, karkóweczkę, boczek, policzki, żeberka itp. Swoje mapy miały też krowy. Takie obrazki widywałem też w krajach zachodnich. A w 1997 r. w Zakopanem przed wizytą JP II na wystawie sklepu mięsnego widziałem portret papieża między wianuszkiem kiełbas a gotowaną szynką (sztuczne chyba były?) z napisem: Czekamy na Ciebie, Ojcze Święty!
Dla propagowania kuchni jarskiej sporo robiły władze PRL, zarządzając dni bezmięsne w stołówkach, restauracjach i sklepach, w których zresztą dni mięsnych było stosunkowo mało i w niewielkim wyborze asortymentowym. Ale wysiłki te jakoś nie spotykały się ze zrozumieniem rządzącej klasy robotniczo-chłopskiej. Pokazuje to, że systemowe czy ustawowe przejście na weganizm jest niemożliwe, choć może je wymusić gospodarka niedoboru. Jednak bogatej Europie, wspieranej przez umowę z Mercosur, to nie grozi, a jakiekolwiek rekomendacje prawne na nic się nie zdadzą. Zwłaszcza u nas, kiedy to czy się je mięso, czy się go nie je stało się kwestią nie dietetyczną, tylko ideologiczną.
Prawdziwy Polak-katolik pożera schabowe i befsztyki (z wyjątkiem piątków oczywiście) i nie weźmie do paszczy żadnego zielska, tofu czy innego lewackiego, neomarksistowskiego świństwa. Dochodzą do tego jeszcze argumenty energetyczne: jak wykonuje się prawdziwą pracę, w kopalni, w hucie, w lesie czy na roli, albo jest się prezydentem czy innym sportowcem to trzeba zjeść dużo białka i tłuszczy w porządnym mięsie, żeby mieć siłę jak na prawdziwego mężczyznę przystało, a paść się na trawie i robakach mogą co najwyżej jakieś chuchra stukające w komputery albo zboczeńcy. No, nie wiem: zdaje się, że najsilniejsze zwierzęta świata są raczej wegetarianami… Słoń na przykład nawet salcesonu do trąby nie weźmie. A koń, silny jak koń, nie wcina tatara, tylko sianko i trawę… Dla reszty świata preferencja mięsna jest wynikiem oszczędności czasu lub pieniędzy: potrawy jarskie, jeśli mają być smaczne, są trudniejsze do przygotowania i często droższe, a produkty, z których mają być sporządzone nieraz ciężko zdobyć.
Na świecie hoduje się coraz więcej bydła, świń i kurczaków. Dokładniej – jak mi podpowiada AI – rocznie produkuje się na świecie ok. 92 miliardy zwierząt, nie licząc ryb. Właściwie powinienem po prostu napisać: produkuje się coraz więcej mięsa. To mięso, zanim my je zjemy, zjada miliardy ton paszy, wielokrotnie więcej niż ludzie zjadają zboża, zieleniny, soi i samego mięsa. Żeby wyprodukować to jedzenie dla naszego jedzenia, niszczymy co roku coraz więcej łąk, lasów i pól, a to nasze jedzenie wypija znacznie więcej wody, niż my. Co gorsza, zanim to wszystko zabijemy, przerobimy na naszą paszę i zjemy, to mięso, kiedy jeszcze samo się odżywia – robi też wręcz przeciwnie: produkuje miliardy ton odchodów i wypuszcza w powietrze ogromne ilości trującego metanu. Zanim w wyniku jedzenia mięsa pozabija nas cholesterol, zawały serca i nowotwory jelitowe – zatruje nas powietrze, w którym będzie coraz mniej tlenu, jakiego nie wyprodukują zjedzone rośliny, a metan podgrzeje atmosferę tak, że bydło będzie potrzebowało coraz więcej wody, której dla nas już nie starczy.
Istnieje też możliwość, że po prostu zaśmiardniemy.
Jaką mamy zatem perspektywę na najbliższe dziesięciolecia? Mięso będzie nadal poszukiwanym artykułem i dalej będziemy je produkować, ale czy na farmach? Jeśli tak, nasze krówki, świnki i kurczaczki będą musiały, tak jak nasze psy i koty – przejść na sztucznie produkowaną karmę, w puszkach i granulkach. Ale i to nas nie uratuje. Schabożercy będą musieli dostać – i przypuszczam, że to kwestia raczej lat niż dziesięcioleci – mięso, pochodzące z klonowania komórek zwierzęcych. Nie wiem, czy technologia pozwoli na to, żeby w fabrykach – laboratoriach produkować gotowe schabowe (jeśli tak, to poproszę od razu panierowane, z zasmażaną kapustą z kminkiem), polędwicę i wiejską z galaretką, a kurczaki trafią do sklepów jako gotowe filety i rosoły. Tylko kto będzie znosił wielkanocne jajka?
Żywe krowy, świnie i barany zostaną objęte ochroną gatunkową i w większości trafią do ZOO (widziałem już takie w Paryżu), a Polskie Stronnictwo Ludowe będzie się domagać, żeby objęci ochroną gatunkową myśliwi otrzymali pozwolenia odstrzeliwania ich w okresie przed ważnymi świętami kościelnymi. Prezes – wicepremier i minister – uzgodni to z biskupami i prezydentem. Król Muhammad VI będzie dla usatysfakcjonowania swoich pokój miłujących współwyznawców co roku podrzynał plastikowego barana, zalewając swój królewski balkon keczupem. A piątkowy post bezmięsny zostanie przez Episkopat Polski zastąpiony dniem bez alkoholu, papierosów, snusów i ministrantów.
Maciej Pinkwart, 13 listopada 2025







