SATYRYKON LEGNICA 2024 rys. Adnieszka Srokosz "Pokolenie Z"
Prawdziwych przyjaciół…
Jak się wydaje, Mickiewiczowska mądrość o prawdziwych przyjaciołach poznawanych w biedzie nieco się zdezaktualizowała. Choć bieda jest prawdziwa, to jeszcze nie najgorsza i miejmy nadzieję, że rację będą mieli ci, który przypominają porzekadło: chroń nas, Boże od przyjaciół, bo z wrogami jakoś sobie poradzimy. Niestety, wygląda na to, że jak na razie sami sobie nie poradzimy. Ani z przyjaciółmi, ani z wrogami. No, ale póki jeszcze Kijów się broni, póty nie musimy sobie z wrogami radzić sami. Póki Francuzi, Niemcy, Włosi i Skandynawowie uważają nas za ważnych partnerów, mamy jakieś szanse w starciu z przyjaciółmi.
Jak długo jeszcze będziemy udawać, że Stany Zjednoczone są naszym przyjacielem, sojusznikiem czy choćby partnerem? Ile jeszcze będzie zużytej wazeliny w przemówieniach polskiego ministra wojny i ile będziemy musieli kupić amerykańskich czołgów, elektrowni i używanych samolotów, żeby nas nie potraktowano jak wygłodzonego bezpańskiego psa, tylko jak ulubionego pudla kanapowego? Ile błazeńskich czapek muszą założyć politycy, żeby się przypodobać za oceanem? Ile amerykańskich flag musi przed sobą podczas konferencji prasowej umieścić kandydat na polskiego prezydenta, żeby może dostał przychylny tweet na iksie?
Jak długo jeszcze będziemy mówić, że USA są ostoją demokracji? Czytam artykuł w „Wyborczej” (Nr 82, 8 kwietnia 2025, Maciej Czarnecki, Przylot do USA i zaostrzone kontrole Trumpa), a w nim o tym, że urzędnik imigracyjny na lotnisku w Stanach ma prawo – poza szczegółowym odpytywaniem nas o cel podróży (jeśli jest to cel turystyczny, może nas spytać jakie atrakcje zamierzamy zwiedzić i nie daj Boże się pomylić) – zażądać od nas naszego telefonu, tabletu i laptopa, odblokowania ich i umożliwienia przejrzenia naszej osobistej korespondencji, sms-ów i mediów społecznościowych. Jeśli znajdą się tam jakieś krytyczne uwagi na temat polityki USA, czy złośliwości na temat, na przykład, pomarańczowego kosmity i jego porąbanych pomagierków z przedszkolnych starszaków, możemy się pożegnać ze zwiedzaniem Wielkiego Kanionu, stracić telefon, a sami wylądować w pace i zostać deportowani.
Pisząc to wiem, że za to nigdy nie zastanę wpuszczony do kraju, gdzie pierwsza poprawka do Konstytucji gwarantuje wolność słowa, prasy i zgromadzeń, ale się tam za cholerę nie wybieram, nawet gdyby osobiście Donald Trump zaprosił mnie do Mar-a-Lago na popijawę z okazji wręczenia mu pokojowej Nagrody Nobla. No, chyba że byłoby to połączone z uroczystością z powodu postulowanego przez Marka Suskiego przyznania literackiego Nobla dla śp. Marii Dąbrowskiej. Ale nie, bo to groziłoby spotkaniem z Dominikiem Tarczyńskim, a moje dobre wychowanie nie pozwala na kontakty z takimi osobami.
Mam nadzieję, że żołnierzy amerykańskich wycofanych z lotniczego hubu w Jesionce koło Rzeszowa nie zastąpią przyjaciele prezydenta Trumpa z bazy w Czkałowsku koło Królewca. Ani, że jego genialna strategia ekonomiczna (sprowadzająca się do tego, że kolor giełdy na rogu Wall Street i Broad Street stał się identyczny z kolorem prezydenckiej czapli i krawatoslipek) nie każe mu uczynić Ameryki bogatą przez zażądanie od Europy Zachodniej zwrotu pieniędzy z Planu Marshalla (z odsetkami), a od Europy Wschodniej kosztów uposażenia Jana Nowaka Jeziorańskiego, Aliny Grabowskiej i innych pracowników Radia Wolna Europa, nie mówiąc już o kosztach powielaczy dla Solidarności w latach 80. Przyznam się też, bez nacisków, że dawno, dawno temu w naszym domu w Milanówku pojawiła się przynajmniej raz paczka żywnościowa z UNRR-y, która to organizacja firmowana była po wojnie przez ONZ, ale finansowały ją w 70 % USA. Jestem więc winien administracji federalnej za kakao, pieprz i pyszne mleko w proszku, dzięki której to pomocy wyrosłem na chłopa na schwał i w dodatku, zdaje się, w miarę psychicznie zdrowego. Zwłaszcza, że od teraz ani nie spojrzę na przyjaciela wielu Polaków Jacka Danielsa.
Choć patrząc na to, co się dzieje tak w Waszyngtonie, jak i na ulicy Wiejskiej w Warszawie, zaczynam się obawiać, że niespodziewanie trafiłem do psychicznej mniejszości.
Maciej Pinkwart, 8 kwietnia 2025.