SATYRYKON LEGNICA 2025 rys. Lex Drewiński "Troferum"
Genom posła
Obserwując od pewnego czasu zachowania kilkunastu posłów polskiego Sejmu oraz jednego przedstawiciela władzy wykonawczej zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem zweryfikować swojej wiedzy na temat tego, że jakoby kilkadziesiąt tysięcy lat temu człowiekowaty gatunek Homo neanderthalensis wyginął, zdominowany (także seksualnie) przez homo sapiens, człowieka rozumnego.
Bynajmniej nie chodzi mi o to, że neandertalczyk był ograniczony w rozwoju (bo nie był), nie umiał używać narzędzi (bo umiał), nie umiał mówić (no, złotousty to on nie był), miał cofnięte czółko (miał) i eksponował często zęby i siłę fizyczną (takie były czasy), tylko o to, że był z gruntu konserwatywny, przeciwstawiał się, póki mógł, imigrantom z Afryki i Bliskiego Wschodu, choć sam w tej opanowanej początkowo przez siebie Euroazji, od Lizbony po Ułan Bator, też ani nie został stworzony, ani nie wyewoluował z lokalnych naczelnych, bo ich tu wówczas nie było. On też był imigrantem, tylko wcześniej. Neandertalczycy nie umieli budować domów, siać ani zbierać, narzędzia mieli prymitywne, na zwierzęta polowali dzidami, mieszkali w jaskiniach. Między innymi w Jaskini Mandrin nad Rodanem, w południowej Francji.
Jakieś 54 tysiące lat temu przed jaskinią pojawiła się spora grupka innych praludzi – właśnie naszych przodków, homo sapiens, którzy dotarli tam z południowego wschodu. Neandertalczycy nie wybili ich, przeciwnie – użyczyli im gościny. A może nawet ustąpili miejsca w jaskini. Sapiensi przynieśli z sobą nowe narzędzia i nowe technologie ich tworzenia, a także nowe, skuteczniejsze techniki polowania: umieli posługiwać się łukami, wyrabiali małe, ostre groty do strzał, zapewne też noże do ćwiartowania mięsa. Koegzystowali z wcześniejszymi lokatorami przez jakieś sto lat, co przy ówczesnej długości życia mogło oznaczać prawie cztery pokolenia. Po czym zabrali swoje manatki i opuścili jaskinię, a najprawdopodobniej także i tę okolicę. Grotę znów zasiedlili neandertalczycy – i jak się okazało, przez sto lat koegzystencji nie nauczyli się od sapiensów niczego, ani nie chcieli przyjąć od nich żadnych nowinek technologicznych. Powróciły dzidy i bezpośrednie walki ze zwierzętami, łucznictwo się nie przyjęło – do czasu, gdy inni, późniejsi nasi przodkowie nie opanowali całej ziemi. Może z wyjątkiem niektórych sfer politycznych, gdzie gatunki pierwotne mają się nadal całkiem dobrze. W Mandrin naukowcy zaobserwowali zjawisko, które także we współczesnej polityce jest obecne: jedna, choć aż stuletnia (ech, marzenie prezesów!) kadencja progresistów nie wystarczyła, by konserwatyści nauczyli się korzystać z nowoczesności: gdy neandertalczycy powrócili do władzy w jaskini, w kolejnej swojej kadencji wrócili do prymitywizmu.
W parlamentach wielu krajów zasiadają deputowani, zaliczający kilkadziesiąt lat na stanowisku czynnych polityków. W Polsce Jarosław Kaczyński (PiS, 76 lat) i Marek Sawicki (PSL, zaledwie 67 lat) są w parlamencie już ósmą kadencję. Przez siedem kadencji są w Sejmie Antoni Macierewicz, Jerzy Polaczek i Krzysztof Tchórzewski (wszyscy z PiS-u). Jakoś nie widzę ich w pierwszych szeregach rycerzy postępu. Oczywiście, daleki jestem od ejdżyzmu, w sumie jestem od nich wszystkich starszy, a nie mam się za wielkiego konserwatystę, może z wyjątkiem kwestii filologicznych. W polityce wiek i przeszłość polityczna nie zawsze są przeszkodą dla dobrego sprawowania funkcji: zmarły dwa lata temu Giorgio Napolitano – w czasie wojny członek studenckiej partii faszystowskiej, po wojnie długoletni działacz komunistyczny, potem socjalista, od końca XX wieku – członek partii demokratycznej, zasiadał w parlamencie włoskim przez dziesięć kadencji, był kilkakrotnie europosłem, po czym w 2006 roku, w wieku 81 lat został prezydentem Włoch i sprawował tę funkcję przez 9 lat, rezygnując pod koniec drugiej kadencji. I mimo przydomku Czerwony Książę, cieszył się ogromnym szacunkiem i zaufaniem Włochów.
W polskim parlamencie zaufanie to towar sprzedawany spod lady. Prawdę powiedziawszy – szerzej nie występujący. Zresztą, badanie zaufania społecznego nie koniecznie budzi moje, prywatne, zaufanie: jak można uważać za obdarzone największym społecznym zaufaniem osoby, które w tych samych ankietach u innych respondentów otrzymują najmniejsze procenty zaufania? I to jest mniej więcej tak, jak w podziale politycznym: fifty-fifty… Poza tym, od lat realną władzę (w koalicjach rządzących i w opozycjach) sprawują ludzie, którzy budzą najmniejsze zaufanie… Posłowie i w ogóle sfery rządzące są u nas ludźmi z innego świata, a stają się nimi dopiero po elekcji, bo przecież najczęściej i najchętniej głosuje się na tych, którzy udają swojaków, chłopaków i dziewczyny z tego samego podwórka i z sąsiedztwa. Może nie najgłupszych, ale w każdym razie nie wybijających się mądrością ponad przeciętną, a już na pewno nie mądrzejszych od własnych wyborców. Potem, kiedy już zasiądą w tzw. ławach, kryteria oceny ich postępowania są z zupełnie innej, niż wcześniejsza, bajki. I jakoś nikt – albo prawie nikt – ich za to krytycznie nie osądza. Wiemy, że to takie poselskie DNA… Nikt nie potępia lwa za to, że nie jest wegetarianinem. A jakby krowa zaczęła podjadać schabowe, mielibyśmy jej to na pewno za złe.
Dwie sytuacje wymyślone:
Pierwsza.
W szkole podstawowej nr 25 w Nowym Targu otwarto stołówkę pracowniczą dla nauczycieli, do której nie mają wstępu dzieci, rodzice i personel obsługi. Ceny są tam niższe niż w zwykłej, uczniowskiej stołówce, dania bardziej pożywne, no i można do obiadu wypić piwo czy setkę wódki. Jak ktoś wypije dwie czy trzy setki, też nikt mu tego nie zabroni. Oczywiście, w stanie wskazującym nie może zasiąść za kółko. Ale stanąć, choć chwiejnie, przy tablicy już może.
Możliwe? Niemożliwe. Nauczyciel nie może pić w pracy. Podobnie jak kierowca autobusu, górnik czy operator koparki. Ale jeśli nauczyciel z tej szkoły, kierowca, górnik czy operator koparki zostanie wybrany do Sejmu i tam znajdzie się w stanie wypitości, będzie mógł nie tylko przysnąć w ławie sejmowej, ale i bełkotać na mównicy, a nawet głosować nad prawem, które może decydować o życiu nas, obywateli. Poseł jest najprawdopodobniej stworzeniem zupełnie innego gatunku niż pozostali obywatele, staje się jakimś homo legatis, którego przywilejem, opłacanym z naszych kieszeni są wysokie pensje, diety, kilometrówki, darmowe mieszkania, pociągi, autobusy, samoloty i wódka w stołówce pracowniczej. I bezkarność immunitetowa.
Druga sytuacja całkowicie wymyślona.
W szkole podstawowej nr 25 w Nowym Targu przeprowadzono konkurs na stanowisko dyrektora. Wśród kandydatów znalazło się kilku znanych i cenionych miejscowych nauczycieli, ale także kierownik sklepu Gminnej Spółdzielni w Klikuszowej. Zainteresowani tą kandydaturą lokalni dziennikarze dość szybko wypatrzyli, że kilka lat temu kandydat wyłudził mieszkanie za opiekę od starszej Klikuszowianki, po czym załatwił jej przeniesienie do gminnego domu opieki. Niebawem okazało się, że kierownik GS-u, zanim został kierownikiem GS-u, był ochroniarzem w salonie masażu w Pyzówce, zajmował się też zaspokajaniem potrzeb erotycznych swoich kolegów z miejscowego klubu sportowego FC Trute. Z którymi to kolegami brał potem udział w bijatykach kibolskich z przeciwnikami z KS Morawczyna. W dodatku za pieniądze Gminnej Spółdzielni wynajmował sobie domek weekendowy nad jeziorem w Krauszowie i prowadził tam dynamiczną politykę międzygminną. W dodatku dokumenty, stwierdzające jego kwalifikacje pedagogiczne były mało czytelną kserokopią. A przed komisją konkursową nie mógł wytrzymać, zapewne ze stresu, i publicznie zażywał środki dopingujące. Na wszystkie te wydarzenia dziennikarze przedstawili dowody, oburzali się, jak taki człowiek ma kierować szkołą i odpowiadać za bezpieczeństwo dzieci z Nowego Targu, przeciwnicy polityczni kandydata złożyli doniesienie do prokuratury, która natychmiast zakomunikowała o niewszczynaniu śledztwa, a Rada Szkoły nr 25 zatwierdziła kandydaturę przy aprobacie większości rodziców. Kierownik GS-u został dyrektorem szkoły.
Możliwe? Niemożliwe? No, bo ja wiem…
Spodziewam się jednak, że już niebawem wybory będzie przeprowadzać obiektywna Sztuczna Inteligencja, dopuszczając na ważne stanowiska państwowe tylko nielicznych przedstawicieli rodzaju homo, tych, którzy naprawdę będą reprezentowali gatunek sapiens. Nie wiem tylko, czy można liczyć na to, że zasiadający w naszym parlamencie już dwudziestą kadencję gerontokraci ze swoją naturalną ćwierćinteligencją przysną po trzeciej setce wódki w Barze za Kratą i pozwolą na to, żeby nieliczne 60-letnie młodziaki przepchnęły przez komputery sejmowe taką ustawę.
Którą, obawiam się, jakiś były dyrektor GS-u z Klikuszowej i tak zawetuje.
Maciej Pinkwart, 16 października 2025